Retoryka a rzeczywistość w kwestii imigracji
Zarówno polski, jak i brytyjski rząd mówią twardo o imigracji, podczas gdy po cichu wpuszczają do swoich krajów rekordową liczbę imigrantów
Retoryka kontra rzeczywistość: Zarówno polski, jak i brytyjski rząd mówią twardo o imigracji, podczas gdy po cichu wpuszczają do swoich krajów rekordową liczbę imigrantów.
Działania polskiego i brytyjskiego rządu w kwestii imigracji znalazły się ostatnio w centrum uwagi, przy czym zarówno Prawo i Sprawiedliwość (PiS), jak i Partia Konserwatywna w dużej mierze uspokoiły swoją bazę wyborców, sprzeciwiając się konkretnym, szeroko nagłośnionym formom imigracji.
Odpowiadając na zabójstwo Polki Anastazji Rubińskiej z rąk mężczyzny z Bangladeszu w Grecji na początku czerwca, polski premier Mateusz Morawiecki powiedział: "Każdego dnia otrzymujemy bardzo niepokojące wiadomości z różnych krajów Europy Zachodniej o przestępstwach, strzelaninach i makabrycznych wydarzeniach".
"Słyszymy również o zamachach bombowych i strzelaninach, na przykład w Szwecji, kraju o populacji mniej więcej cztery razy mniejszej niż Polska... prawie co drugi dzień dochodzi tam albo do strzelaniny, albo do wojny gangów, albo do jakiejś formy zamachu bombowego" - dodał premier.
"Słyszymy o strasznych zbrodniach także w innych częściach Europy Zachodniej. Zadajmy sobie pytanie, dlaczego tak się dzieje. Dzieje się tak, ponieważ mamy do czynienia z niekontrolowaną migracją, która jednocześnie wiąże się ze wzrostem działalności przestępczej" - podsumował.
Ocena premiera jest bez wątpienia trafna, a jednak niedawno ujawniona polityka imigracyjna jego rządu, choć nie jest niekontrolowana, może prowadzić do podobnych konsekwencji tylko ze względu na demografię tego, kto jest i będzie importowany.
Decyzja PiS o zwiększeniu importu imigrantów z krajów trzeciego świata do Polski przeszła do tej pory niezauważona.
Zgodnie z Oceną Skutków Regulacji (OSR), co najmniej 400 000 osób rocznie skorzysta z nowej polityki rządu ułatwiającej uzyskanie wizy obywatelom Bliskiego Wschodu (Arabia Saudyjska, Iran, Katar, Kuwejt, Turcja, Zjednoczone Emiraty Arabskie), Kaukazu (Armenia, Azerbejdżan, Gruzja), Azji (Pakistan, Indie, Tajlandia, Kazachstan, Uzbekistan, Wietnam), a także Nigerii i Mołdawii.
Ma to najwyraźniej na celu obsadzenie wykwalifikowanych i średnio wykwalifikowanych stanowisk pracy fizycznej (bez wątpienia za ułamek wynagrodzenia, jakiego oczekiwałby Polak), więc imigranci z wyżej wymienionych krajów będą prawie wyłącznie młodymi mężczyznami w średnim wieku.
Stara Biała - dopiero początek
W pomniejszonym prekursorze tego importu 400 000 głównie zagranicznych mężczyzn, państwowa spółka Orlen rozpoczęła budowę kompleksu petrochemicznego w centralnej Polsce. Wśród wykonawców są Pakistańczycy, Filipińczycy, Turcy i Koreańczycy. W sumie na budowie będzie pracować około 10 000 osób.
Ponownie, ze względu na charakter pracy, praktycznie wszyscy pracownicy będą mężczyznami, którzy będą mieszkać w gminie Stara Biała, liczącej 12 000 mieszkańców. Warto to powtórzyć: 10 000 mężczyzn w wieku produkcyjnym bez opieki, pochodzących z kultur znacznie różniących się od polskiej, przybędzie do miasta liczącego 12 000 mieszkańców.
W efekcie rząd stworzył zasłonę dymną dla polityki, która prawdopodobnie zostałaby źle przyjęta przez wielu wyborców. Partia rządząca ostatnio przesadziła z antyimigracyjną retoryką, a także przyjęła rezolucję sprzeciwiającą się unijnemu planowi relokacji migrantów i osób ubiegających się o azyl w obrębie bloku.
Aby podkreślić tę kwestię, lider partii Jarosław Kaczyński ogłosił, że zorganizuje ogólnokrajowe referendum, aby dać Polakom możliwość wypowiedzenia się na temat planu UE.
Podejście torysów
Partia Konserwatywna w Wielkiej Brytanii, choć znajduje się dalej niż jej odpowiednicy na wschodzie, podąża podobną ścieżką. W ostatnich latach pobili rekordy legalnej imigracji, z 1,2 miliona (z czego około połowa to migracja netto) przybywających na wyspę przez dwa kolejne lata.
Pomimo praktycznie otwartej polityki granicznej partii, brytyjska opinia publiczna powszechnie uważa rząd za antyimigracyjny. Ta wypaczona perspektywa wynika z twardych wypowiedzi torysów w odpowiedzi na coraz większą liczbę przybywających łodzi z imigrantami.
Obrazy młodych mężczyzn z Bliskiego Wschodu, Afryki i Azji Południowej pakujących się na małe łodzie i przybywających na brytyjskie wybrzeża wzbudziły niepokój nawet w najbardziej potulnych, centrowo-konserwatywnych umysłach.
Zdając sobie z tego sprawę, konserwatyści opracowali plan działania, którego priorytetem było zatrzymanie łodzi. Chociaż udało im się zmniejszyć ich liczbę o około 20%, nielegalni imigranci nadal napływają, podczas gdy rząd dysponuje statystykami sugerującymi, że podejmuje zdecydowane działania.
Oczywiście, gdyby byli naprawdę zainteresowani powstrzymaniem hord najeźdźców, podjęliby podobne działania jak Australijczycy w 2010 roku i odholowali łodzie z powrotem do miejsca, z którego przybyły, co okazało się niemal w 100% skuteczne.
Konserwatyści, podobnie jak Prawo i Sprawiedliwość w Polsce, dostrzegli potrzebę uspokojenia swojej w dużej mierze antyimigracyjnej bazy wyborców. Podkreślanie czerwonych śledzi, takich jak sprzeciw wobec unijnego programu alokacji imigrantów lub spowolnienie liczby małych łodzi docierających do wybrzeża, to kropla w morzu w porównaniu z ilością legalnej imigracji, którą umożliwia każdy rząd.
Gdyby ich główni wyborcy (w przeciwieństwie do polityków o konserwatywnych poglądach i do pewnego stopnia ideologicznie prawicowych) byli wyraźnie świadomi tego, jak chętnie oba obecne rządy zmieniają demografię swoich krajów i na jakie niebezpieczeństwo narażają je w imię korzyści gospodarczych, nie byliby u władzy w następnych wyborach.